O mnie
Urodziłam się w Witebsku, później życie mnie przeniosło do Pskowa. Tam też zaczęła się edukacja artystyczna. Szkoła plastyczna stała się ważnym miejscem, gdzie już siedmiolatków nauczyciele traktowali jako równych sobie artystów. Potem liceum plastyczne i spotkanie z ikoną. Więc odkąd świadomie wybrałam chrześcijaństwo jako swoją drogę, zaczęłam obcować z ikoną. Uczyłam się, jeździłam do prawosławnych braci-ikonografów, w tym czasie też życie zaprowadziło mnie do Polski. Studia na kierunku Sztuka Sakralna i, cały czas, przebywanie z ikoną. Dużo już ikon powstało, wiele z nich się rozleciało po całym świecie, sporo wystaw zrobiłam, też obecnie uczę tej niezwykłej sztuki na kursach ikonograficznych, oczywiście poza tym cały czas pracując nad ikonami. To nie tylko kontemplacja i teologia, ale i żmudna praca, studiowanie technologii, ciągłe ćwiczenia, próby, podróże – to już ponad dwadzieścia lat i pewnie tak już dostanie i dalej będzie dawało radość.
O powołaniu
W dzieciństwie i młodości chciałam zajmować się sztuką użytkową tworząc rzeczy porzyteczne i piękne. Po nawróceniu zadałem sobie pytanie, jak «nawrocić» to, co studiowałam.
W malowaniu ikon ekspresja nie może być celem. Tym artystom, którzy są bardziej zainteresowani w wyrażaniu siebie lepiej zaangażować się w sztukę świecką. Sztuka sakralna jest uniwersalnym językiem, który mówi o Bogu, a nie o artyście. Osobowość autora jest obecna, ale znika w tle.
Nigdy specjalnie nie szukam pracy. Ona sama do mnie przychodzi. Dla mnie to znak, że jestem na właściwym miejscu. Choć nie wykluczam, że w życiu mogą być różne sytuacje. Czasami ikony zamawiają parafie, czasem osoby, którzy chcą kupić ikonę dla siebie. Zwykle rozmawiamy o tym, dla kogo ikona jest przeznaczona, jaka będzie ikonografia, materiały. Na tym tle często odbywają się głębsze rozmowy. Nie maluję w stylu „historycznym”: mój język plastyczny jest zakotwiczony w tradycji i uwarunkowany ponad dwudziestoletnim doswiadczeniem obcowania z tę sztuką. Reszta to dialog: wczuwanie się, aby ikona pomagała w modlitwie.
Nikt nie wie, jak na przykład rzeczywiście wyglądała Matka Boża. Ale to nie jest bardzo ważne. Może nie wyglądała tak, jak ją ukazujemy. Punkt odniesienia jest inny. Florensky powiedział o tym, że ikoną jest oknem: im ono czystsze, tym bliższy prawdzie bedzie obraz. Wygląda na to, że malarz ikon toruje drogę obrazowi, w pewnym sensie myje tę szybę na oknie.
Sztuka sakralna jest uniwersalnym językiem, który mówi o Bogu, a nie o artyście. Osobowość autora jest obecna, ale znika w tle.
I druga ważna rzecz: musi być chwila spotkania. Moment, w którym forma zewnętrzna jest wypełniona wewnętrznym znaczeniem. To jest dość subiektywna sprawa. Czasami wydaje mi się, że ten moment jeszcze nie nadszedł, a komuś, kto patrzy na pracę, wydaje się, że to właśnie to. To się zdarza i odwrotnie.
Istnieje pewna tradycja malowania ikon. Maluję od ponad 20 lat, ale nadal korzystam ze wzorów. Oznacza to, że na nie patrzę. To nie jest kalka, którą przenoszę, ale język, którego używam. Chociaż obraz w moim wykonaniu może wyglądać inaczej niż ikona, która była przed moimi oczami.
Oczywiście jest w tej sztuce więcej tradycji niż indywidualności. A czym właściwie może być tutaj indywidualność? Nie wyznaję żadnego osobistego Chrystusa. Dlaczego powinnam wymyślić nową ikonę Pantokratora? Dla mnie nie ma konfliktu między moją osobowością a tradycją. Są one dość harmonijnie połączone. Niekiedy istnieje potrzeba opracowania nowej ikonografii, które wymaga dużo rozwagi i doświadczenia.
Nie ma zakazu łączenia zawodów malarza i ikonografa, jednak mają one różne cele i różne środki. Ikonograf wyraża słowo Kościoła, malarz wyraża swoją duszę. Wizerunek na ikonie jest zwrócony do widza, w świeckim malarstwie obraz Sztuka kościelna jest uniwersalnym językiem, który mówi o Bogu, a nie o artyście. Osobowość autora jest obecna, ale znika w tle.
Ciekawe pytanie, czy malarz ikon może uprawiać sztukę swiecka? Niewielu artystom udaje się pracować tu i tam, chociaż są bardzo utalentowani malarze, którym się to udaje. W moim życiu to się nie połączyło, ale to dlatego, że w pewnym momencie całkowice pochłonęła mnie sztuką ikony. Chyba mógłabym teraz usiąść za malowanie pejzażu, jednak mnie to już nie pociąga, chociaż było to kiedyś wielką przyjemnością. Wolę podziwiać mistrzów pejzażu lub dzieła Samego Stworcy.
Trudno mi ocenić, czy mam powołanie, by zostać malarzem ikon. Takie stwierdzenie to wielka odpowiedzialność. Po prostu odbieram swoje miejsce w Kościele jako miejsce artysty, który uprawia sztukę sakralną. Chociaż być może właśnie to jest powołanie.
Wywiad przeprowadził Siergiej Gurkin